czwartek, 31 stycznia 2013

Jesteśmy szaleni!

- Cześć Tomek, patrzyłeś na projekt? Jak widzisz animację na tych drzwiach w tyle?
- Z drzwiami nie ma problemu, ale mam inny pomysł. A jakby "zmapować" samo graffiti? 

...po kilku sekundach ciszy w słuchawce telefonu...

- A czy to jest wykonalne?
- Jeszcze nie wiem na pewno, ale myślę, że tak. 

W ten sposób w naszej UnderGlasso-wej historii pojawia się nowy bohater - Tving Stage Design, który tworzą Tomek Gawroński i Patryk Zimończyk. Kim są Tving? Tving tworzą animacje w oparciu o tzw. mapping. Mapping z kolei, najprościej rzecz ujmując, to technika, którą najczęściej zobaczyć można w akcji na elewacjach budynków, gdzie światło projektorów wyczynia z nimi niewiarygodne wręcz rzeczy. A to budynek się rozpadnie, a to spłonie, a to pokryje się lub zmieni w coś zupełnie zaskakującego. Mapping to rodzaj trójwymiarowej animacji, ale w przeciwieństwie do szczytowego obecnie osiągnięcia w technice produkcji telewizorów - odbiorników 3D (no chyba, że wprowadzono już coś jeszcze bardziej zaawansowanego... i kosztownego) - nie potrzebuje okularów, aby efekt ten zobaczyć. Podobnie jak nasz UnderGlass. 

Nowi "bohaterowie" UnderGlass-owego bloga - Tomek (po prawej) i Patryk (po lewej)

Osoby, które śledzą działalność Centrum od samego początku mogły się już przekonać na co stać Tving-ów i jak ciekawe są owoce naszej z nimi współpracy. Wspólnie  zrealizowaliśmy w Krośnie dwa bardzo ciekawe projekty.

Projekt nr 1 to tzw. "Lokacja Krosna - Miasta Szkła" - impreza, która miała miejsce 2 czerwca 2012 r i wiązała się z uruchamianiem Centrum Dziedzictwa Szkła. Ciężko opisać to co wówczas działo się na rynku, ale było to wydarzenie, którego nie powstydziliby się nie tylko w największych miastach Polski, ale w światowych centrach kultury. Skoro nie można opisać to można pokazać:


Drugi projekt to "Obsydian" - instalacja pozwalająca na regularną prezentację mappingu na fasadzie naszego budynku. Nie na jednorazowy pokaz, ale ich cykl. Tving stworzyli 4 animacje, z których każda inspirowana była tematem szkła. O ile nam wiadomo nikt w Polsce nie zaoferował jeszcze właśnie takiego - stałego wykorzystania mappingu, co z resztą wróci do naszej oferty na wakacje. Rzućmy więc jeszcze szybko okiem na jeden ze wspominanych odcinków:




Pomysł, aby wykorzystać mapping do stworzenia drugiego "życia" malowidła UnderGlass pojawił się mniej więcej w momencie, gdy Ryszard kończył jego projekt. Zaczęło się od drzwi, tych zlokalizowanych za graffiti. Oczywistym było od początku, że muszą zostać zasłonięte. W zaciszu naszego pokoju wymyśliliśmy więc, aby właśnie tam połączyć street i video art i zafundować im ciekawą animację. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Telefon do przyjaciela, jeden mail, drugi telefon i z powrotem jesteśmy w biurze. Wiecie, że jesteśmy szaleni, prawda? - tak podsumowaliśmy ten pomysł i nasz zapał do jego realizacji. I mieliśmy naprawdę sporo racji. Cały czas tak uważamy. Jednak trzeba od razu zaznaczyć, że to pozytywny rodzaj szaleństwa. Nie wyobrażamy sobie pracy bez niego. Ok, wyobrażamy, mniej więcej tak - Kawa. Pudelek. Chwila rutynowej pracy. Kanapka + herbata. Internet. Chwila rutynowej pracy. Herbata. O!!! na szczęście już 15.30! Ależ ten czas się dłużył dzisiaj... 

Musimy też przyznać, że mamy naprawdę szczęście do wyszukiwania ludzi równie szalonych jak my. Bo czy takim pozytywnie szalonym człowiekiem nie jest Ryho? Albo Tving-i? 

Tomek i Patryk pojawili się u nas jakieś 2 tygodnie temu. Testowali jak działał będzie mapping na podłodze pokrytej przez Ryha kolejnymi warstwami farby. Nigdy nie zapomnę tego widoku wzajemnego "nakręcania się". Ryszard nakręcał chłopaków, oni jego. Coś niesamowitego! Była to mieszanka pasji twórczej, ogromnego entuzjazmu, podekscytowania, ale także świadomości ogromnego wyzwania jakie stanowi zaopatrzenie malowidła w animację 3D. Z znacznej mierze wynika to z pewnością z faktu, że tego jeszcze nikt na świecie nigdy nie zrobił! 


Ryho nakręcał chłopaków - chłopaki jego

Przeszukaliśmy internet wzdłuż i wszerz. Nic. Ktoś kiedyś pokusił się o mapping na graffiti Banksy'ego, ale to ściana i 2D. Mappingu na trójwymiarowym malowidle ani śladu. Ale to w sumie nas nie dziwi. Od samego startu projektu UnderGlass podkreślamy, że takich dzieł wykonanych w technice pozwalającej na ich przetrwanie dłużej niż czas, którego Pan Bóg potrzebował do stworzenie świata jest naprawdę bardzo mało. Bardzo. A wykonanie animacji to dość długi proces, więc zanim taka animacja by powstała "powierzchnia", na której miałaby być zaprezentowana przeminęłaby z wiatrem, deszczem i butami turystów. 

Ale efemeryczność trójwymiarowych graffiti to jedna sprawa. Są przecież malowidła, które opierają się presji pogody i ruchu turystycznego. Nie trzeba daleko szukać. Dwa dobrze nam znane - te wykonane przez Ryha - znajdują się w Niedzicy oraz w Wieliczce. Obydwa znajdują się w miejscach, które nie sprzyjają instalacji potrzebnej do obsługi pokazu infrastruktury. Przecież rzutniki trzeba na czymś postawić, zabezpieczyć, itd. UnderGlass natomiast powstaje w pomieszczeniu klatki schodowej. Do tego nie zniknie po pierwszym tygodniu, miesiącu czy roku. Czemu więc nie wykorzystać warunków do pokazania w jak wyjątkowy sposób może "żyć" malowidło także po zmroku? Bo taka jest idea całego przedsięwzięcia, które, tak jak chcieliśmy od początku, połączy street z video artem.


To tylko test czegoś czego jeszcze nikt nie robił

I to cała historia. Czy boimy się tej drugiej części projektu? Na pewno trochę tak. Bo to nie będzie zwykły mapping. UnderGlass nie jest przecież zwykłą ścianą! Do tego w jego powstawaniu bardzo istotną rolę odgrywa anamorfoza, deformacja kompozycji, tak aby z jednego punktu całość dawała efekt przestrzenny. I tak samo Tving muszą podejść do animacji. Zrobić dokładnie to co Ryho, czyli zdeformować obraz video! 3D mapping także będzie widoczny najlepiej z tego właśnie punktu. Można więc pół żartem pół serio powiedzieć, że podnosimy trójwmiar do kwadratu... 

Tamtego dnia, po pierwszych testach zachowania się światła projektorów na podłodze, jadąc do domu wysłałem Ryszardowi sms pytając go o to, czy my wszyscy naprawdę jesteśmy szaleni? Odpisał krótko: tak, ale bycie samemu szalonym i wśród podobnie szalonych ludzi dodaje skrzydeł! Zdecydowanie dodaje i w naszym szaleństwie jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa...

Do następnego!

DI

ps. winien jestem jeszcze informację kiedy efekt współpracy Ryszarda i Tving-ów będzie można oglądnąć. Na pewno nie przed końcem lutego / początkiem marca. Tak jak wspomniałem tworzenie animacji to długi i skomplikowany proces. Ryszardowi także zostało jeszcze trochę pracy. Będziemy o tym na pewno pisać, więc spokojnie. Wszystkiego się dowiecie.

ps 2. cz ktoś z Was zauważył, że od samego początku realizacji projektu, od 17 grudnia, gdy pojawiła się strona z live streamem (www.3d.miastoszkla.pl) zdradziliśmy co zamierzamy zrobić oprócz malowidła?:) w tle strony od samego początku powtarzały się pewne słowa - m.in. mapping i video art;)

mapping video art mapping video art mapping video art...

środa, 30 stycznia 2013

7 hutników

Dzisiaj zrobimy filmowy przerywnik. Najnowsza produkcja doskonale podsumowuje etap prac nad postaciami hutników, który kosztował Ryszarda sporo wysiłku i nerwów. Po raz pierwszy w swojej karierze malarza 3d zetknął się z tym dosłownie "ludzkim" problemem. Ma go już za sobą i jak sam przyznaje teraz jest już "z górki" i z każdym dniem tempo prac oraz dynamika zmian kompozycji będzie coraz większa! No i przed nami wciąż szczegóły obiecanej niespodzianki, o której z resztą Ryho w najnowszym filmie wspomina... Właśnie, film... Miłego oglądania! I do następnego!


DI

wtorek, 29 stycznia 2013

Panie Paprocki! Coś Pan chyba spaprał!

Nie obraź się Ryho, wiesz, pewnie się nie znam, ale wydaje mi się, że, no, wiesz, coś w tym malowidle tak jakby... nie gra... Proporcje hutników zdaje się... Sam byłem świadkiem jak dwie osoby w ten jakże delikatny sposób starały się zasygnalizować Ryszardowi, że chyba coś mu nie wyszło. Słowa te nie przeszły im łatwo przez gardło. No bo jak tu krytykować uznanego artystę, którego realizacje tak dumnie i okazale prezentują się na zdjęciach??? 

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdy taka uwaga padła z ust kogoś, kto ogląda "UnderGlass" z każdego innego miejsca niż punkt centralny. Ale nie, to patrząc właśnie stamtąd w kompozycji coś zdaje się nie grać! I tu pogrzebano biednego przysłowiowego czworonga...

Czy to możliwe, że Ryho pomylił się w kompozycji? Aż strach zapytać...

Muszę się przyznać, że sam chciałem zapytać Ryha dokładanie o to samo. O postaci hutników, bo to one są źródłem problemu. Porównać je można do słynnego ziarnka grochu, które choć tak maleńkie i niepozorne, to kłuło książęcy tyłek niczym łóżko fakira. Na szczęście zostałem uprzedzony, co pozwoliło mi uniknąć tej wyjątkowo niekomfortowej sytuacji. Czemu niekomfortowej? Otóż dlatego że:

a) albo się mylę, bo czegoś nie rozumiem i w rezultacie będzie mi głupio, 
b) Ryho naprawdę się pomylił i oprócz tego, że będzie jemu głupio, to w dodatku skomplikuje to nieco projekt. 

Okazuje się jednak, że jest też "c)". Prawdziwie magiczne "c)" muszę przyznać.

Owa trzecia opcja wyjaśnia pewne niesamowicie ciekawe zjawisko, polegające na różnicy między okiem ludzkim, a obiektywem aparatu, a dokładnie między duetem oko + mózg, a obiektywem. Między samą zasadą działania oka, a aparatu nie ma aż takiej różnicy i gdyby tylko o nie chodziło na pewno tematu by nie było. 

Odpowiedź Ryha na delikatne sugestie o popełnieniu błędu jest zawsze taka sama. Zawsze, bo okazuje się, że wraz z pojawieniem się postaci hutników wybuchła mała epidemia pytań (zdaje się, że to jakiś wirus zwątpienia w umiejętności Ryszarda, który buszuje w okolicach perspektografu). Ryho leczy ją za pomocą krótkiej komendy: ZRÓB ZDJĘCIE I JE POWIĘKSZ. Pacjenci karnie stosują się do polecenia, wszak kilka sekund wcześniej poddali w wątpliwość jego wiedzę, umiejętności i doświadczenie i to im jest trochę głupio, bo nie wiedzą czy słusznie. Po upływie następnych kilka sekund są wyleczeni. Okazuje się bowiem, że na zdjęciu wszystko jest perfekcyjnie. Dokuczliwe ziarnko grochu zapadło się pod ziemię zabierając ze sobą cały bagaż wątpliwości. 

Ale, ale... Zaraz! Patrząc ponownie na malowidło... Nie, to niemożliwe... Ziarenko... Ono wraca!!! ...niczym problem z dwustronnym drukowaniem gdy nie ma się duplexu... No to co jest do cholery grane???

 Na zdjęciu - wszystko ok. Patrząc bez aparatu wyraźnie coś nie gra. Co jest???

To może niech głos zabierze doktor Paprocki:

Oko ludzkie odbiera obrazy 3D inaczej niż obiektyw aparatu fotograficznego. Człowiek pozujący do zdjęcia może stać w dowolnym miejscu na malowidle i zostaje prawidłowo wkomponowany w obraz, pod warunkiem, że aparat fotograficzny znajduje się dokładnie nad oznaczonym punktem. W przypadku malowideł trójwymiarowych obiektyw aparatu czy kamery nie rozróżnia powierzchni posadzki od pionowej ściany. Inaczej odbiera to umysł człowieka - widz wie doskonale, że zniekształcony obraz jest na ziemi i nie da się zmylić. Człowiek wie, że nie jest to obraz namalowany na pionowej ścianie tylko na płaskiej posadzce oraz że pozujący ludzie stąpają po malowidle i nie są wkomponowani w pejzaż. Aparat fotograficzny lub kamera filmowa zmylić się za to daje całkowicie. Po zrobieniu fotografii ludzie zawsze są zaskoczeni i zdziwieni, wydaje się to niemożliwe, sprzeczne z ich oczekiwaniami. Widzą w tym czary i magię.

 Dopiero robiąc zdjęcie niemal znad postaci hutnika lub z drugiej strony malowidła aparat wychwytuje zaburzone proporcje. Nigdy nie będzie to widoczne na zdjęciu zrobionym z punktu centralnego. Tam wszystko się zgadza.

Ot cała tajemnica! Ufff! Pan Paprocki na szczęście nic nie spaprał...

Do następnego!

DI
    

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Zatracony

Czy podobało Wam się 39 sekund? Pewnie część czytelników, ta która śledzi nasze działania od dłuższego czasu, domyśla się już co planujemy. Oficjalna informacje dotyczącego zwiastuna pojawi się na pewno w tym tygodniu. Może jutro, może w środę:) po prostu musicie zaglądać, naprawdę warto! W każdym razie jeszcze nie dzisiaj, bo dzisiaj będzie o czymś zupełnie innym...

"Ryho! Chudniesz w oczach!", "Może przysłać Ci jakieś witamy???" lub "Czy oni Cię tam w ogóle karmią?" - to tylko trzy przykładowe treści sms-ów, które Ryszard regularnie dostaje. Nie, nie od zatroskanej rodziny, ale przede wszystkim od znajomych. Ci drudzy bowiem nie znają go tak dobrze jak najbliżsi i pewnie nie są świadomi, że gdy zaczyna pracę twórczą to poświęca się jej totalnie... I o tym będzie dzisiaj - o zatraceniu się w sztuce. O jedzeniu także, czym mam nadzieję uspokoimy nieco wszystkich, którym dieta Ryha leży na sercu. 
  
UnderGlass, podobnie jak każdy inny projekt, który realizuje staje się moim drugim życiem. Wiem, że czasami nawet ważniejszym, pochłaniającym całkowicie moje myśli - zwierza się Ryho. Nie da się tworzyć i myśleć o jedzeniu. Gdy zaczynam pracę i po kilku, kilkunastu minutach "rozmaluję się" trochę, wówczas po prostu działam do oporu. Nie myślę czy jestem głodny czy chce mi się pić - opisuje. Musimy przyznać mu rację. Sami doskonale już to zaobserwowaliśmy. Czasami ktoś z naszej ekipy zaprasza go na herbatę, na 5 minut przerwy. Niby nic w kontekście 2-miesięcznej pracy. Ale dla Ryszarda te 5 minut oznacza konieczność nagłego przerwania świetnie idącej pracy. 

 To niezwykle rzadki widok - Ryho w koszuli i z kubkiem herbaty. Tylko raz dziennie można zrobić takie zdjęcie. W momencie, gdy Ryszard przychodzi do Centrum. Po "rozmalowaniu" nie sposób go oderwać od pracy

To tak jakby w środku trasy, powiedzmy gdzieś na jakimś wielkim, otwartym terenie, takim,jakie często widać na chociażby filmach z metką "Made in USA" - wiecie samochód jadący długą prostą drogą ciągnącą się przez bezkresny krajobraz - nagle zatrzymać rozpędzony do 300 km / h pociąg. Można to zrobić, ale wyhamowanie go i ponowne rozpędzenie to strata czasu i energii. Dlatego Ryho, narażając się na podejrzenia o brak sympatii względem pracowników Centrum, odmawia. Nie potrafiłbym nagle usiąść przy kubku earl greya czy zielonej i rozmawiać o polityce, gospodarce czy sporcie. No chyba, że miałoby to związek z malowidłem - tłumaczy Ryszard. 

Tym stwierdzeniem odpowiedział na moje następne pytanie, które nieco bałem się mu zadać. A co z nami, którzy codziennie przychodzimy i odrywamy Ryha od pracy chcąc zdobyć materiał do nowego wpisu na blog??? To co innego. Moje głębokie "ufff" wypowiedziane w pozbawionych światła dziennego i zasięgu komórki czeluściach poziomu "-4" słychać było zapewne cztery poziomy wyżej, w słonecznym i radosnym foyer Centrum. Wy staliście się częścią świata UnderGlass. Rozmawiamy przecież o malowidle, o jego tajemnicach, o jego powstawaniu. Nie przychodzicie i nie zaczynacie rozmowy o tym co na giełdzie... Podobnie jest z ludźmi w pomieszczeniu schodów. Gdy pytają lub rozmawiają ze mną o mojej pracy jest ok, bo to cały czas świat UnderGlass.

"Zatracenie" - czy to najlepsze określenie tego stanu? Tak. Zdecydowanie. Każdy artysta zna ten stan. Ale nie tylko artysta. Czy pisząc tekst na blog sięgasz co chwilę po kubek lub coś do przegryzienia? - pyta z uśmiechem Ryho. W tym momencie muszę przyznać, że jego pytanie to klasyczny "retoryk"... Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko artyści nieco inaczej przeżywają zatracenie. Pewnie ze względu na rytm pracy, który nie jest podporządkowany ujętym w regulaminie pracy godzinom. To nieco inny gatunek zatracenia.

Jako podsumowanie przychodzi mi do głowy pewien utwór Depeche Mode doskonale podsumowującym stan w jakim żyje Ryho, który na czas malowania zdaje się odnajdywać spokój w zimnej podłodze i farbach. 


It's only when Ryho loses himself in UnderGlass
That he finds himslef
He finds himslef...


Do następnego

DI

ps. Pytacie czy jada? Jada. Czasami wspólnie zamawiamy pizzę lub coś co nazywa się suflakiem. Gdy jednak malowidło pochłonie go na zbyt długo i wydaje się, że komfort ciepłego posiłku przepadł bezpowrotnie z pomocą przychodzi... piec. Tak, ten hutniczy. W okolicach otworu wyrobowego jest bardzo ciepło. Wystarczy żeby odgrzać pizzę - śmieje się Ryho, który przetestował ten patent. Z suflakami jest gorzej. Ciekawe jak pójdzie z dukielską? - pyta sam siebie wyciągając z torby kilogram cienkiej kiełbasy. Dzisiaj nie musicie się martwić o jego jadłospis...  

 Pizza z pieca. Każda pizzeria chciałaby taki mieć...



i jeszcze zdjęcia:) świeże:) WSZYSTKIE TWARZE RYHA - GALERIA

piątek, 25 stycznia 2013

Z twarzy podobny zupełnie do nikogo

Twarze... Naszych najbliższych, kolegów z pracy, ze szkoły, przyjaciół, celebrytów, polityków... Codziennie widzimy ich dziesiątki, setki, a czasami tysiące. Ciekawe czy ktoś kiedyś pokusił lub pokusi się o próbę oszacowania chociażby mocno średniej liczby twarzy jakie widzimy w ciągu miesiąca czy roku. Wiem, wiem. To nie takie proste. Trzeba by przeprowadzić setki niezależnych badań, w zależności np. od miejsca zamieszkania czy pracy jaką wykonujemy. Może kiedyś Amerykanie lub Japończycy zdecydują się na przeprowadzenie takich analiz, bo z każdym dniem ilość tematów, których jeszcze nie obmierzyli, obfotografowali i przebadali szybko się kurczy... 

Mniejsza o statystkę. Po co wracać do czasów gdy była ona jednym z największych koszmarów nocnych... 

Wróćmy do twarzy... i koszmaru. Co je łączy? Oczywiście "UnderGlass" i Ryszard, dla którego twarze stanowią obecnie największy "koszmar". No dobrze, trochę przesadzam. Zdecydowanie lepiej pasuje tu określenie "wyzwanie".

 Ryho malujący twarze hutników

Malowidło będzie mieć ich trzy. Trzy widoczne oraz kilka niewidocznych, ale te z oczywistych względów wykluczamy z dalszych rozważań. Sorry, stoicie do nas tyłem więc, my także odwracamy się do Was plecami... A co ze wspomnianą trójką? Odpowiedzią jest dość popularny przymiotnik "uniwersalny". Muszą być "uniwersalne". Cóż, sporo jest uniwersalnych rzeczy - ot choćby rozpuszczalnik, żeby pozostać w tematyce malarskiej. Wszyscy wiemy co to słowo oznacza, choć gdyby chcieć je krótko wyjaśnić... No właśnie... Ale uniwersalna twarz? Czy coś takiego w ogóle istnieje? 

 Uniwersalna twarz - czy coś takiego w ogóle istnieje? Może to właśnie ona, namalowana wczoraj przez Ryszarda na kawałku karimaty...

Owszem, taki termin funkcjonuje w sztuce, z resztą w życiu codziennym także - przyznaje Ryho. Pamiętam, że kiedyś widziałem w jakimś programie popularno-naukowym pewien eksperyment. Zrobiono zdjęcia 1000 osobom, zarówno kobietom jak i mężczyznom, reprezentującym różne rasy. Następnie zaczęto je wyświetlać jedna po drugiej, przy czym sukcesywnie zwiększano tempo przejść między fotografiami. Wreszcie było one na tyle szybkie, że na ekranie otrzymano coś w rodzaju jednej twarzy, którą nazwano "uniwersalną". Wiesz jak wyglądała? - zapytał. Nie widziałem tego programu, więc zaprzeczyłem czekając jednak z zainteresowaniem na efekt eksperymentu. Mulat z lekko skośnymi oczami. Typ nieco polinezyjski. To jak? pociemnić mu karnację? - zapytał ponownie. 

Z tymi "uniwersalnymi" twarzami jest tak jak z koncepcją abstrakcjonizmu. Wszystko co malują abstrakcjoniści nie powinno przypominać czegokolwiek funkcjonującego w rzeczywistości. Jeśli tak jest to przestaje to być abstrakcjonizm. Z tymi twarzami jest podobnie. Teoretycznie nie powinny przypominać nikogo - mówi Ryszard. Ok, solidne podłoże teoretyczne już mamy. A jak z praktyką? W praktyce to po prostu niemożliwe - przyznaje Ryszard. Nawet najbardziej "uniwersalna" twarz, niech nawet będzie ta polinezyjska, będzie do kogoś podobna. Pewnie nawet do kilku, albo kilkunastu osób. Na pewno będzie podobna do mojej - roześmiał się Ryho. 

Może nie do Ryha, ale do jednego z jego synów, który służył Ryszardowi jako model na etapie projektowania, podobna jest ta twarz. Tak jak każda inna poddana zostanie "uniwersalizacji".


W tym momencie przypomniał sobie pewną historię z jego czasów studenckich, która rozegrała się w pewnej miejscowości na Podkarpaciu, której nazwy nie chciał jednak zdradzić. W powstającym tam kościele malował duży obraz przedstawiający wniebowstąpienie. Uznał, że twarz Jezusa wzorował będzie na słynnym Całunie Turyńskim. Pewnego dnia do świątyni przyszła grupa kilku osób ze społecznego komitetu budowy. Powiedzieli krótko: Nie będziemy się przed tym obrazem modlić! Zdziwiony Ryho zapytał równie krótko: dlaczego? Okazało się, że mieszkańcy uznali, że Ryszard "zaopatrzył" postać Jezusa w swoją własną twarz. Musicie wiedzieć, że Ryszard nie dbał wówczas o długość swojego zarostu i fakt faktem brodę miał dość długą. O sprawie zawiadomiono nie tylko lokalne, ale i diecezjalne władze kościelne. Decyzja była jednoznaczna - twarz Jezusa musi zostać zmieniona. Ryszard nie protestował. Niedługo potem komisja pojawiła się ponownie celem zaakceptowania zmian. Z miejsca na ich twarzach pojawił się szeroki uśmiech. No widzi Pan - teraz jest dobrze! - powiedzieli. Ryho także się uśmiechnął. Wiesz co zmieniłem? - zapytał mnie. Znowu poczułem ten dreszcz emocji czekając na finał ciekawej opowieści. Ogoliłem się...

Ryho absolutnie nie ma pretensji o to zajście. Wie i rozumie doskonale, że twarz jest bardzo newralgicznym elementem kompozycji. O ile o wymalowanych elementach architektury lub krajobrazu stosunkowo niewiele da się powiedzieć, to twarze podświadomie interpretujemy - czytamy z nich jak z książki. Inteligencja, uroda, stan psychiczny. Szukamy także w pamięci do kogo są one podobne. W przypadku bohaterów "UnderGlass" nie będzie inaczej - mimo, że Ryho stara się, aby były one maksymalnie "uniwersalne" nie unikniemy porównań, ocen i poszukiwań rzeczywistego właściciela wizerunku. My zdecydowanie mówimy, że od początku zakładaliśmy, iż nie znajdzie się tu twarz żadnej osoby, którą znamy. Z szacunku do wspomnianego wizerunku, który bardzo często bywa nadużywany. Ryho stara się wykorzystać całe swoje doświadczenie, aby hutnicy z "UnderGlass" byli, jak to powiedział "misiowy" Paluch, "z twarzy podobni zupełnie do nikogo".   


"Z twarzy podobny zupełnie do nikogo" - póki co tak, gdyż póki co ta rozciągnięta na długości metra twarz nie ma jeszcze żadnych rysów

Czy to możliwe? Ryho w okresie studiów pracował sporo jako portrecista na ulicy. Widział i malował setki, a nawet tysiące różnych twarzy. Dokonuję w myślach podobnego zabiegu jak ten z eksperymentu ze zdjęciami - tłumaczy. Może to zrobić, gdyż pamięta każdą twarz, którą portretował. Niby to tylko twarze, powinny mi się zlewać w pamięci, skoro tyle ich malowałem, ale każda była nieco inna. Myślę, że lekarze pewnej specjalności wiedzą co mam na myśli - w tym momencie spojrzał na mnie z nieco zawadiackim uśmiechem. Chodzi mi oczywiście o okulistów... 

Do następnego!

DI

czwartek, 24 stycznia 2013

Presja dzieła - depresja artysty

Jakiego typu presję możemy odczuwać? Zazwyczaj chcemy być w czymś najlepsi. Zaczyna się już w piaskownicy, czyja babka jest lepsza. Potem jazda na rowerze, ale tak bez tych głupich dodatkowych przykręcanych kółek z tyłu - bo Jaś z sąsiedniego podwórka już jeździ tylko na dwóch (presja otoczenia). Presja w szkole, presja na studiach, presja w pracy. Zawsze odczuwamy jakąś presję (chociażby żeby napisać fajny wpis na bloga).
Artyści znają jeszcze jeden jej rodzaj - PRESJĘ SZTUKI. 

Nacisk jest duży trzeba to przyznać. Skończone dzieło oglądają i komentują setki, tysiące, miliony ludzi. Każdy ma jakieś zdanie na temat obrazu, filmu czy rzeźby. Ryho opowiadał mi ostatnio anegdotę o Picassie i jego przyjacielu - malarzu George'u Braque.
Picasso: Ładną wiewiórkę namalowałeś na tym obrazie.
George: Jaką wiewiórkę?
Picasso: No jak to? Tu ma oczka, łapki a tam ogonek.
George: Ale to nie jest wiewiórka tylko "Kobieta z mandoliną"...
Podobno Braque przemalowywał obraz wielokrotnie, ale już zawsze widział na nim tylko tą wiewiórkę.

Czasem presja sztuki ma swoje tragiczne zakończenie. Vincent van Gogh obciął sobie ucho, inni artyści cieli na kawałki swoje obrazy lub je podpalali.


Vincent van Gogh "Autoportret z zabandażowanym uchem i fajką". Historii na temat okoliczności obcięcia ucha przez artystę krąży wiele, podobno pokłócił się z Paulem Gauguinem - o sztukę.




Od czego zależy ta cała presja dzieła sztuki? 

Ryho wyjaśnia, że wszystko siedzi w głowie. W jego wyobraźni malowidło od samego początku jest perfekcyjne, jak przyznaje mogłoby już tylko zostać w tej głowie. Ono już istnieje bardzo realnie w umyśle artysty, nie trzeba go malować - jest to esencja dzieła sztuki (inni nazywają to śmiercią prawdziwej sztuki, zobaczcie sobie kłótnie o konceptualizm w sztuce...).

Gdy masz idee widzisz całość. Tak jak Leonardo da Vinci. On nie skończył ani jednego swojego obrazu. Dlaczego? Miał presję dzieła. - tłumaczy Ryho.

Jak przyznaje, etap białego płótna, czystej posadzki jest piękny - tabula rasa. Można stworzyć wszystko. Problem zaczyna się w trakcie pracy. Wrogiem jest czas, który mija a praca wciąż trwa. 

Sztuka nie jest klasztorem. To nie jest benedyktyńska robota - misja związana z czasem - broni się Ryho.



Ryho powiedział, że malując jest jak Don Kichot walczący z wiatrakami. Hmmm,  chyba raczej z hutnikami...


Proces twórczy to niekończąca się opowieść, są dzieła które nigdy nie mogą się skończyć. Piramidy, gotyckie katedry czy barcelońska Sagrada Familia - to przykłady sztuki tworzonej przez stulecia.

W malarstwie trwający czas zaczyna drażnić. Już obraz zbliża się do finiszu, już ma być podpisany przez artystę, kiedy okazuje się, że jeszcze coś trzeba poprawić. Coś nie pasuje, portret ma krzywy nos, albo noga jest za krótka. Wobec sztuki trzeba być cierpliwym - czas to wróg!
Oswoić czas poprzez sztukę próbował polski artysta Roman Opałka, którego najbardziej znanym dziełem - pracą jego życia jest projekt "Opałka 1965/1 - ∞". Malarz płótno po płótnie zapisywał kolejnymi liczbami (każdą cyfrę wypowiadał na głos i nagrywał cały proces twórczy na magnetofon), po skończeniu następnego płótna robił sobie aktualne zdjęcie i dodawał je do obrazu. Upływający czas był tu sztuką samą w sobie, zatrzymał się, kiedy Opałka napisał ostatnią cyfrę w swoim życiu...

123  124 125 126 Roman Opałka 127 128 129 130


Śmierć artysty często przerywa pracę na dziełem. Ciekawe co by było gdybym teraz umarł. Poślizgnął się na krośnieńskim Rynku...Czy ktoś skończyłby malowidło? - nie wiem czy Ryho mówi serio, czy to początki depresji...  - Dla odbiorcy trzeba go skończyć. - ufff, a jednak wola życia jest. Będzie dobrze.

Zastanawiam się czy presja dzieła zależy od jego wielkości. UnderGlass mały nie jest. Ale Ryho mówi, że nie. Każde dzieło, dokładnie KAŻDE dzieło jest presją dla jego twórcy. Zwłaszcza jak ktoś nazwie je ARCY-dziełem. Już poprzeczka wyżej, kolejna presja, kolejne poprawki, mija czas, A CZAS TO WRÓG!

Propozycja, aby wyrwać Ryha z opresji malowania i depresji związanej z presją, muzyka łagodzi obyczaje (mała zmiana klimatu, to nie Bach):


Pozdrawiam.

KS

środa, 23 stycznia 2013

Hutnicze pozy

"Malarska złość", która wczoraj kierowała działaniami Ryszarda pozwoliła mu na dokonanie korekty linearnej postaci hutników wchodzących w skład kompozycji "UnderGlass-u". Niezależnie od niej musiał on jednak przeprowadzić jeszcze jedną ważną korektę - korektę hutniczych póz. 

Na etapie projektowania malowidła Ryho opierał się na materiałach, które dostał od nas, ale także na własnej intuicji. Skoncentrował się na wyglądzie pracowni hutniczej, jej wyposażeniu czy konstrukcji poszczególnych sprzętów. Wiadomo było jednak, że w momencie wejścia na podłogę i sukcesywnego pokrywania jej kolejnymi warstwami farby zachodzić będą pewne zmiany, wynikające zarówno z konieczności dopasowania się do warunków klatki, jak i z pewnych niuansów o czysto hutniczej naturze, które wyłapać mogą wyłącznie specjaliści w tej dziedzinie.

Hutnictwo szkła, podobnie jak każda inna dziedzina, pełne jest szczegółów, które wyłapać mogą tylko specjaliści w tej dziedzinie. Kto inny zwróciłby uwagę na kąt pod jakim jest ustawiona piszczel hutnicza podczas nabierania porcji szkła z pieca?

Tak samo było w przypadku Niedzicy i Wieliczki - przyznaje Ryho. Pierwszy z brzegu przykład tego typu korekty, który przychodzi mi do głowy to kwestia wagoników transportujących sól w kopalni w Wieliczce, a dokładnie torów, po których się poruszają. We wstępnym projekcie malowidła "Solny Świat" założyłem, że biegną one po łuku. Od razu zwrócono mi uwagę na pewien drobny szczegół. W kopalniach soli tory są łamane, więc namalowanie ich zgodnie z logiką byłoby błędem - wspomina Ryszard. 

W przypadku "UnderGlass-u" mamy do czynienia z podobną sytuacją. Gdy tworzyłem wstępny szkic w swojej pracowni postawiłem "modela" z długą metalową rurą imitującą piszczel hutniczą i robiłem mu zdjęcia. W naturalny sposób trzymana była ona w pozycji niemal równoległej względem podłoża. Umknął mi fakt, że bardzo rzadko jest ona trzymana właśnie pod takim kątem. Hutnicy zazwyczaj kierują ją lekko w dół lub do góry, w zależności od tego jaką czynność wykonują - opisuje Ryho. Element ten nie został zmieniony w projekcie. Nie było takiej konieczności. Ryszard i tak wiedział, że na miejscu w Krośnie, w tzw. praniu, zachodzić będą pewne zmiany względem pierwotnych założeń. 

 Podczas tzw. wydmuchiwania szkła piszczel uniesiona jest lekko do góry

Przystępując do nanoszenia na granit postaci hutniczej ta korekta została dokonana. Poprzedziła ją specjalna sesja fotograficzna w Centrum Dziedzictwa Szkła. Ryhowi "pozował" nasz zespół hutniczy, który dopominał się o zmiany w tym zakresie od samego początku. Gdy tylko chłopaki zobaczyli projekt od razu sygnalizowali, że coś im nie gra, że ciężko byłoby nabierać porcję szkła ustawioną poziomo w piecu piszczelą, lub przenosić "sztukę" na tzw. heftajsie nie naciskając na ten koniec, za który trzyma go hutnik, a tym samym nie tworząc "dźwigni" pomagającej pokonać ciężar szkła znajdującego się na drugim jego końcu. 

 Cześć "hutniczej" sesji fotograficznej, podczas której pracownicy Centrum pokazali Ryhowi prawidłowy układ ciała i ustawienia piszczeli oraz innych sprzętów, które wykorzystane zostaną w malowidle.

Niby nic. Niewielki kąt, a tak duże ma znaczenie. "UnderGlass", mimo swojego z założenia nieco baśniowego charakteru (wszak będziemy mieć tu na pewno szczelinę skalną, na dnie której płynie coś w rodzaju rzeki szkła), w pewnym partiach zwyczajnie musi być zgodny z rzeczywistością. Hutnicze pozy to takie nasze tory. Być może zdecydowana większość oglądających malowidło osób nawet by tego nie wyłapała. Ale ktoś na pewno by to zrobił i z miejsca powiedział: Oj ktoś tu nie odrobił lekcji! Ryho odrabia wszystkie "hutnicze" lekcje, a jest ich sporo... 

Do następnego!

DI

Ryho podczas nanoszenia poprawek w kompozycji oraz wstępny szkic hutników po zmianach

wtorek, 22 stycznia 2013

Zero litości

To jest normalnie szok! - tymi słowami przywitał mnie dzisiaj Ryszard. Żadnego "cześć", "witaj" czy jakiejkolwiek innej wersji zwrotu grzecznościowego... Uuuuu - pomyślałem - pewnie stało się coś poważnego... Czekając na wyjaśnienia Ryha wyobrażałem sobie przeróżne potencjalne powody jego ogromnego zdziwienia przeplatanego dość dużą dozą frustracji. Oczekiwanie trwało mniej więcej minutę, którą wypełniły kolejne "szokujące" sformułowania Ryszarda: Jestem w szoku! Czegoś takiego jeszcze nie widziałem! To niesłychane! - powtarzał mieszając farby. Jego wzrok utkwiony był w brązowym kubku, w którym dynamicznym ruchem rozrabiał niewielką porcję barwnika o zabarwieniu pomarańczowo-różowym. Z każdą sekundą niepewności poziom mojego niepokoju rósł niczym krzywa wykresu funkcji kwadratowej. Ktoś zniszczył fragment malowidła? Jakiś "znający się na wszystkim" przekroczył granicę hejterstwa? A może po prostu zadziwiło go lodowisko, w które zamieniły się dzisiaj chodniki i ulice? Przez 60 sekund przerobiłem kilkanaście różnych scenariuszy kryzysowych... W pewnym momencie Ryho zlitował się nade mną i powiedział: Zaraz idziemy na UnderGlass. Pokaże Ci coś szokującego...

Gdy przyszedłem Ryho mieszał farby niczym w transie, lub w szoku... Tempo pracy przypominało działanie robota kuchennego. Widać było, że coś go bardzo wzburzyło...

Ryszard pozbierał ze swojej podręcznej mieszalni farb kilka małych kubków z barwnikami, nieco większy kubek z czystą wodą, pędzle oraz pokrywkę od plastikowego wiaderka. Na pokrywce ustawił kubki i jak doświadczony kelner niosący na tacy całą zastawę ruszył pewnym krokiem do pomieszczenia schodów ruchomych. 

Niczym kelner pokonał kilkanaście metrów trzymając w ręce plastikową "tacę" z kilkoma kubkami farby

Skierował się od razu do tej jego części, w której przez ostatnie 2 dni koncentruje swoje twórcze działania. To obszar znajdujący się w pobliżu pieców hutniczych, gdzie powstają postaci hutników. Na ich sylwetkach znajdowały się kawałki sznurków, zaś patrząc z bliska bez problemu dostrzec mogłem zapis zmian, jakie zaszły w kompozycji w ostatnim czasie. UnderGlass nie zna litości - powiedział wreszcie Ryho. Centymetr... Ba! Milimetr przesunięcia od razu sprawia, że wszystko się wali! - kontynuował wyraźnie wzburzony. Nie spodziewałem się tego, zwyczajnie mnie to zaskoczyło - podsumował z wyczuwalną nutą niedowierzania w głosie. 

Fragment żółtego sznurka wyznacza granicę zmiany...

Być może zastanawiacie się teraz dlaczego Ryho był tak zaskoczony. Przecież od początku pisaliśmy, że ma świadomość jak niesamowicie precyzyjna musi być kompozycja, aby oszukać mogła ludzkie oko. Zgadza się, Ryszard nie zapomniał o tym. Ale wierzcie mi, w przypadku postaci hutników to naprawdę jest kwestia jednego czy dwóch milimetrów! Czyli czegoś, czego na powierzchni niemal 80 m kw. po prostu nie ma!

Ryszard pokazał mi kilkanaście wydruków. Wszystkie pokryte były siatką kwadratów. Część z nich to rzut poziomy, a część to widok przekształcony zgodnie z perspektywą. To owoc całego dnia pomiarów z perspektografem oraz pracy przy komputerze. Całego dnia! Na jednych i drugich widać było granice namalowanych postaci oraz zaznaczone na czerwono układy jakie powinien uzyskać po korekcie. Dla mnie właściwie nie było różnicy. W 99,9% granice się pokrywały. Ale to te 0,1%  nie zna litości...

 
 Ryho pracujący nad korektą. Dookoła sterta kartek z precyzyjnie wyznaczonym zakresem zmian

Ryho wyjaśnił mi potem, że w przypadku np. skał jest nieco inaczej. Tutaj centymetr nie zaburzy kompozycji. W przypadku postaci ludzkich mamy do czynienia z hiperrealizmem. Dosłownie. Jeśli dodacie do tego fakt, że Ryszard musi bardzo precyzyjnie odwzorować charakterystyczne dla pracy hutnika pozy i gesty, to być może zdacie sobie sprawę z tego jak wielkim wyzwaniem jest UnderGlass. Pamiętam jak Ryho na początku realizacji projektu wspominał, że obraz w klatce schodowej Centrum Dziedzictwa Szkła będzie najtrudniejszym dziełem. Z wielu powodów, m.in. dlatego, że ogranicza go wystrój i architektura wnętrza, do których musi się idealnie dopasować oraz z powodu nagłego spadku terenu, który musi oszukać. Teraz do listy wyzwań dopisał nową pozycję - wielkoformatowe postaci ludzkie, z którymi w przypadku Niedzicy i Wieliczki nie miał do czynienia. Tu są. I już na wstępie bezwzględnie pokazały Ryhowi, że nie wybaczają. I nie mają sentymentu. Ani na milimetr... Ryszard w rewanżu udowadnia im, że wcale się tym nie przeraził, a wymuszona korekta wyzwoliła w nim tylko "malarską złość" i wzmogła jego dążenie do perfekcji. 

Do następnego!

DI 

ps. 

Ryszard chyba jednak polubił kamerę;)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Persona non grata

Ryszarda Paprockiego poznałam ponad miesiąc temu, dokładnie we wtorek 18 grudnia 2012 r., a więc w momencie startu projektu "The UnderGlass", który śledzę od samego początku. Chyba nawet więcej niż po prostu śledzę - można powiedzieć, że jestem jego częścią. 

Niestety, ze smutkiem muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z Ryhem nie należało do najprzyjemniejszych. Wystarczyło mi jedno jego spojrzenie, aby wiedzieć, że nie od razu mnie polubi, jeśli w ogóle kiedykolwiek to zrobi. 

 Moje pierwsze spotkanie z Ryhem nie należało do najprzyjemnieszych...

Nie zrozumcie mnie źle, nie miałam i nie mam mu tego za złe. Tak już jest, że jedni przypadają sobie do gustu, a inni nie. Przez kilka pierwszych dni pewnie nawet Maria Składowska-Curie nie znalazłaby śladów "chemii" między nami. Ryszard wielokrotnie wyrażał się o mnie bardzo niepochlebnie, a moja obecność w projekcie "UnderGlass" wyraźnie go irytowała. Zagryzałam zęby i robiłam swoje, zdając sobie sprawę z tego, że w początkowym braku zrozumienia i sympatii między nami było sporo mojej winy. Już przy pierwszym spotkaniu spojrzałam bowiem na niego nieco z góry. Musicie jednak wiedzieć, że: po pierwsze - taka rola przypadła mi w tym przedsięwzięciu; a po drugie - z natury jestem małomówna i trudno nawiązuję kontakt przedkładając zmysł obserwacji nad słowa. W mojej rodzinie wszyscy tak mają...

Spojrzałam na niego z góry...

Początkowa niechęć z czasem jednak zanikła. Ryszard zaczął ze mną rozmawiać. Otworzył się, przestałam go "wkurzać", choć były chwile gdy kompletnie mnie ignorował. Cały czas tak jest. Gdy sobie o mnie przypomni potrafi bardzo sympatycznie, z właściwym mu wdziękiem i humorem "zagadać", ale z drugiej strony czasami celowo traktuje mnie jak powietrze. Przywykłam do tego. W końcu lepsze to niż ciągła niechęć z jego strony. 

Ryszard potrafi bardzo sympatycznie, z właściwym mu wdziękiem i humorem "zagadnąć"

Zostałam także jego posłańcem. Gdy chce coś powiedzieć zwraca się właśnie do mnie, abym przekazała to dalej, co bez słowa czynię. Chyba tym właśnie zdołałam go do siebie przekonać. 

 Zostałam jego posłańcem

Po nieco ponad miesiącu naszej współpracy mogę śmiało powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z Ryszardem. Czy on ze mną także? Ciężko wyczuć. Wiem, że czasami nadal go irytuję, ale chyba zdał sobie sprawę z tego, że do końca będę uczestniczyć w projekcie "UnderGlass", że jesteśmy na siebie skazani. Poza tym mam wrażenie, że jestem mu w nim najbliższa... Obserwuję go nieustannie. Dniem i nocą. Widzę jak ogromną pracę wykonuje. Wiem kiedy wstępuje w niego "twórczy demon" pozwalający mu działać do późna w nocy, bez przerwy na posiłek. Wiem też jednak kiedy jest potwornie zmęczony oraz co go złości lub frustruje i kiedy ma szczerą ochotę rzucić pędzlem o podłogę i iść odpocząć. Znam go lepiej niż ktokolwiek z Was. Ba! nawet żadna z osób piszących ten blog nie wie o nim, o jego pracy i o realizacji projektu "UnderGlass" więcej niż ja. A to cholernie skomplikowany projekt... Nie chodzi o sam nakład pracy, ale łącznie w jednym dziele o powierzchni, której nawet nie potrafię w całości ogarnąć okiem, kilkusetletniego dorobku światowego malarstwa, z wieloma technikami i zabiegami, dzięki którym wydawać Wam się będzie, że podłoga w klatce schodowej Centrum Dziedzictwa Szkła znikła, a przed Wami otworzyła się ukryta dotąd szczelnie pod posadzką tajemna pracownia hutnicza. 

Mam "zapisane" w pamięci, jak wyglądała posadzka klatki miesiąc temu i Ryha trzymającego flamaster w ręku przemierzającego ją dziesiątki razy wzdłuż i wszerz. Właściwie pamiętam każdy dzień tego projektu. To pozwala mi uzmysłowić sobie jaki ogrom wysiłku leży już na granitowej podłodze. Jako codzienny bywalec pomieszczenia klatki doskonale zdaję sobie również sprawę z trudnych warunków pracy Ryszarda - z ruchu, niskiej temperatury czy konieczności wielogodzinnego klęczenia lub leżenia na potwornie zimnych płytkach... 

 Zdaję sobie sprawę z trudnych warunków pracy Ryszarda

Oraz z pojawiających się czasami głupich, ignoranckich komentarzy znających się najlepiej na wszystkim "geniuszy", z których każdy z palcem w .... zrobiłby coś lepszego. Nie wiecie jaką mam wówczas ochotę powiedzieć im: to sobie go wsadź i bierz się do roboty..., ale niestety, jak zaznaczyłam na początku, ciężko mi zwerbalizować myśli, czego w takich momentach straszliwie żałuję... Podobnie jak tego, że nie potrafię powiedzieć Ryhowi, że jestem pod wielkim wrażeniem jego pracy oraz postawy. Bo można być wyśmienitym artystą, ale kompletnym niewypałem społecznym, megalomanem patrzącym na "zwykłych" ludzi jak na hołotę. Wiecie z iloma przechodniami Ryszard rozmawiał dotychczas i ilu z nich zaprosił na "UnderGlass"??? 

Czasami obserwuję dziwne zjawiska zachodzące na "UnderGlassie". Na szczycie mojej listy "przebojów" jest przemarsz wojska przez malowidło, "ślub" Agnieszki i Macieja oraz coś czego nie do końca rozumiem, a co wydarzyło się niedawno. Podłoga została pokryta jakąś dziwaczną szachownicą, coś się na niej świeciło, a wśród osób obecnych w klatce (z których kilka widziałam po raz pierwszy) panowało niesłychane poruszenie... Pewnie niedługo wszystko będzie jasne, ale póki co jeszcze tego nie rozumiem.

 Ostatnio podłoga została pokryta jakąś dziwaczną szachownicą. Póki co jeszcze tego nie rozumiem

Wiem też ile ważnych rzeczy dotyczących malowidła i pracy Ryha, o których zdecydowanie powinniście wiedzieć, gdzieś umyka. Staram się je wszystkie wyłapywać i kiedyś, gdy graffiti będzie gotowe, pomogę Wam to wszystko opowiedzieć. Może wówczas Ryszard przekona się do mnie ostatecznie???

A teraz powoli kończę, muszę przygotować się do pracy, póki Ryszarda jeszcze nie ma. Skąd to wiem? Po prostu wiem... 

Do zobaczenia!

Ahhh... Zapomniałam się przedstawić... Nazywam się UBIQUITI AirCam... zwana przez Ryszarda Paprockiego "BigBrotherem"

Nazywam się UBIQUITI AirCam... Nie mogę się przekonać do tego "BigBrothera" - mówił od samego początku Ryho. Po miesiącu czasu chyba zdołał się w pewnym stopniu do niego przekonać...